AOTM mówi nie robotowi da Vinci

Udostępnij:
Agencja Oceny Technologii Medycznych nie wyda pozytywnej rekomendacji dla wprowadzenia do koszyka świadczeń operacji z wykorzystaniem robota da Vinci. Dlaczego? Koszty takich zabiegów są zbyt duże, a w przypadku mniejszej ich liczby pojawia się pytanie o kryteria kwalifikacji. Lepiej więc nie dopuszczać go wcale.
Robot da Vinci został zakupiony cztery lata temu przez Wrocławski Szpital Specjalistyczny. Prof. Wojciech Witkiewicz był dumny z nabytku i szeroko informował o korzyściach dla pacjentów płynących z zastosowania tej technologii. Przede wszystkim bezpieczniejsza i bardziej precyzyjna operacja, szybsza rekonwalescencja chorego, mniejsze ryzyko powikłań. Robot sprawdza się zwłaszcza podczas operacji trudno dostępnych narządów dolnej części jamy brzusznej – na przykład raka prostaty, raka jelita grubego, czy raka błony śluzowej macicy. Same plusy za wyjątkiem jednej rzeczy, która stała się nie do przeskoczenia – ceny zabiegu. Robot powinien rocznie wykonywać około tysiąca operacji, aby można było mówić o jego prawidłowym wykorzystaniu. Ten w szpitalu we Wrocławiu w ciągu 4 lat wykonał niespełna 200 a te były finansowane w ramach grantów naukowych. Bardzo drogi sprzęt stoi więc praktycznie nieużywany. Dlaczego?

Jak podaje Gazeta Wyborcza według obliczeń Agencji stosowanie chirurgii robotowej w przypadku jednego pacjenta to wzrost kosztów o ponad 9 tys. zł (dla chorych na raka macicy), o 26 tys. zł (dla chorych na raka odbytnicy) oraz o 17 tys. dla chorych na raka prostaty.

- Jeśli weźmiemy całą populację chorych, którzy kwalifikują się do operacji, to koszty idą w setki milionów złotych - mówi Katarzyna Jagodzińska, rzeczniczka prasowa AOTM, cytowana przez Gazetę Wyborczą i dodaje: - Drugą niezwykle ważną kwestią jest dostępność do tych operacji, czyli kto będzie operowany.

AOTM oszacowała też średnią liczbę zabiegów z wykorzystaniem systemu robotowego. Wynik - w ciągu roku możliwe będzie przeprowadzenie 436 operacji. - To zaledwie nikły odsetek pacjentów, którzy mogliby skorzystać z tego rodzaju operacji. Nie jest więc prawdą, że robot może pomóc tysiącom ludzi - tłumaczy Jagodzińska.

- W samym województwie dolnośląskim w latach 2011-2012 na te 3 nowotwory zachorowało ponad 5000 osób. Oznacza to, że w ciągu roku operację można by przeprowadzić u co 11. pacjenta tylko z jednego województwa. Należałoby zapytać więc: którego pacjenta? Dobieranego losowo? Jakie będą kryteria kwalifikacji? Na usta ciśnie się też pytanie, co z resztą chorych z całej Polski? Jaki dostęp do leczenia będą mieli chorzy na raka z pozostałych 15 województw? - argumentuje decyzję Agencji jej rzeczniczka i kwituje: - Nie możemy pozwolić na uprawianie hazardu moralnego.

Zdaniem Agencji wrocławski szpital pospieszył się z zakupem supernowoczesnego sprzętu. Nie miał bowiem żadnych perspektyw jego wykorzystania.

Inne zdanie na temat robota wyraził w rozmowie z "Wyborczą" były wiceminister zdrowia Jakub Szulc: - Gdyby wyegzekwować refundację operacji z robotem, NFZ w istocie poniesie zdecydowanie większy koszt. Ale pacjent nie będzie po takiej operacji leżeć w szpitalu kilka miesięcy, tylko wyjdzie z niego po tygodniu i od razu wróci do pracy. Operacja będzie więc dużo mniej kosztować Zakład Ubezpieczeń Społecznych, pracodawcę i samego pacjenta. Z punktu widzenia gospodarki to może być zdecydowanie bardziej opłacalne.

Również prof. Witkiewicz, który sprowadził do kraju robota, nie zgadza się z opinią AOTM: - Era chirurgii robotowej nadeszła już na Zachodzie, nadejdzie i u nas. Czy tego chcemy, czy nie. Sprawdziliśmy ostatnio liczby - przeliczyliśmy liczbę robotów na liczbę mieszkańców danego kraju w krajach Unii Europejskiej. Na 21 państw, które mają robota, Polska jest na ostatnim miejscu.

W USA jest 2185 takich robotów, w Europie - 516, w tym m.in. 82 we Francji, w Niemczech - 72, w Wielkiej Brytanii - 44, w małej Belgii - 33, a w Czechach - 8.
 
© 2024 Termedia Sp. z o.o. All rights reserved.
Developed by Bentus.